DOŚWIADCZENIE
& O MNIE w trzech wersjach:
I krótko - II szerzej - iii autobiograficznie
MARTA WACOWSKA
Rehabilituję oraz utrzymuję w dobrym zdrowiu moich końskich podopiecznych łącząc akademicką sztukę jeździecką z terapiami manualnymi i masażem. Po długoletnich doświadczeniach opracowałam kompleksowe programy rehabilitacji koni.
Moją pasją jest zgłębianie wiedzy na temat zdrowia oraz prawidłowego funkcjonowania – umysłu & duszy & ciała – konia i człowieka.
Pracuję głównie na terenie małopolski i śląska. Jest możliwość umówienia wizyt w innych rejonach Polski w ramach trasy, kliniki lub dojazdu na pojedyncze sesje. Wykonuję terapie manualne i masuję moich końskich pacjentów głównie po zachodniej i wschodniej stronie Krakowa. Prowadzę konie w ramach programów rehabilitacyjnych oraz rozwijam w kierunku ukształtowania właściwego wzorca postawy i ruchu, wyrównania asymetrii, czy przebudowy mięśniowo-szkieletowej.
II więcej O MNIE
MOJA FILOZOFIA
więcej o mnie
Zajmuję się utrzymywaniem w zdrowiu i sprawności końskich organizmów oraz pomagam jeźdźcom w znalezieniu porozumienia z ich końmi. Specjalizuję się w kinezyterapii – terapii ruchem oraz w znajdowaniu i usuwaniu przyczyn blokad i bólu w ciele konia – w ramach autorskich programów rehabilitacyjnych dobieram i łączę odpowiednie dla danego przypadku uzupełniające się wzajemnie terapie manualne i masaże.
Człowiek i jego wierzchowiec oddziałują na siebie wzajemnie, a zwyrodnienia i problemy są odczuwalne przez drugą istotę w czasie jazdy. Aby jeszcze lepiej pomagać jeźdźcom w zyskaniu lub utrzymaniu sprawności dla dobrego przygotowania do jazdy wierzchem oraz dla rozwinięcia własnego szerszego holistycznego spojrzenia na biomechanikę ruchu nie tylko konia, ale również i człowieka zostałam studentką medycznej szkoły masażu ludzkiego. Dodatkowo ciągle dokształcam się uczestnicząc w dających certyfikację kursach (i planując już kolejne).
W ramach treningu rehabilitacyjnego koni wykorzystuję Academic art of riding. W polskim tłumaczeniu nazwa ta funkcjonuje jako Akademicka sztuka jeździecka albo po prostu jazda akademicka. Szerzej o tej metodzie pracy z końmi możecie poczytać w moich tekstach – śledząc moje witryny internetowe i media społecznościowe, czy na polecanych przeze mnie platformach trenerów akademickich.
Jestem założycielką i autorką strony „Tionatamwet – programy rehabilitacji koni” oraz bloga HIPODROM & PALESTRA.
Witrynę – którą podobnie jak moje logo stworzyłam i zbudowałam samodzielnie – oparłam na koncepcji strony – galerii. Dzięki obrazom inspirowanym przeszłymi epokami lub jeździeckimi traktatami historycznymi chciałam zabrać czytelników do czasów, w których praktykowano historyczną szkołę jazdy – dziś świetnie sprawdzającą się w rehabilitacji koni, a niegdyś służącą umożliwieniu walki na broń białą w menzurze kawaleryjskiej oraz utrzymaniu sprawności i skuteczności wierzchowca na polu bitwy.
Zapraszam do komentowania oraz inspirujących rozmów. Zgłębiamy tutaj tajniki rehabilitacji, fizjoterapii, terapii manualnych, ale również rozwoju osobistego, czy komunikacji międzygatunkowej.
W tej przestrzeni dzielę się z Wami moim wieloletnim doświadczeniem w treningu koni i ludzi, które nabyłam w trakcie mojej trwającej już trzy dekady jeździeckiej przygody. Moją wiedzę na temat mechaniki ruchu ludzkiego ciała i jego limitów wzbogaca czas kilkunastu lat eksplorowania świata sztuk walki.
moja filozofia
Moim podopiecznym – końskim pacjentom i uczniom staram się przekazać wiedzę i wytłumaczyć – jak mają dbać o swoje ciało oraz budować w sobie spokój ducha i świadomość ruchu – w taki sposób, aby było im jak najłatwiej zrozumieć to co chcę przekazać w ramach lekcji.
Każda istota jest inna i dąży do złapana własnego rytmu, każda ma swoje ograniczenia i potrzebuje czasu, aby przygotować swoje ciało i umysł do wykonywania najpierw łatwiejszych, a później trudniejszych ćwiczeń. Kierując się zawsze szacunkiem dla indywidualnego procesu rozwoju człowieka, czy zwierzęcia przede wszystkim sprawdzam na jakie ćwiczenie, czy choćby ruch w danej chwili gotowy jest student lub koń w treningu.
Czasem problem w przejściu na kolejny poziom tkwi tylko w skupieniu, czasem jest to problem w ciele, które albo jeszcze nie ma odpowiednio silnego, elastycznego i pozbawionego blokad szkieletu mięśniowo-powięziowego. Jeśli mogę przyspieszyć proces treningowy poprzez manualne zniesienie ograniczenia wykonując terapię manualną to robię to na miejscu w ramach sesji treningowej lub w ramach planu poszczególnych sesji. Lubię na bieżąco czytać ciało konia i dopierać odpowiednią terapię. A jeśli pracuję z ziemi z koniem bez obciążenia ze jeźdźca, to mogę sobie pozwolić na sporą dowolność w tym temacie. Człowiekowi zalecam konkretne ćwiczenia przygotowujące jego ciało do jazdy wierzchem i jeśli jestem w stanie, to również wykonuję terapię manualną. Jeśli znam specjalistę, który w bardziej biegły sposób wykona konkretną pracę z ciałem, to proponuję taką zewnętrzną współpracę. Niezwykle istotne jest aby terapeuta i pacjent rezonowali energetycznie, więc czasem po prostu dobrze znaleźć kogoś kto jak lepiej wsłucha się w potrzeby pacjenta.
Jestem zafascynowana teorią poliwagalną i rolą układu nerwowego w skutecznym zapisie wiadomości w mózgu, zatem przede wszystkim dbam o skupienie i warunki, w których nauka jest jak najbardziej efektywna.
Moją pasją jest nieustanne doskonalenie się i rozwijanie własnej świadomości i wiedzy w istotnych dla mnie tematach. Zachęcam do tego innych i mam nadzieję, że jeśli przekażę komuś cenny kawałek wiedzy, czy obudzę chęć do własnych poszukiwań, to może uda mi się moją ukochaną ziemię uczynić odrobinę piękniejszym miejscem do życia.
Czerpię radość z dzielenia się odkrywaną przez lata magią. Czym ona dla mnie jest? Porozumieniem z drugą istotą, obserwowaniem jak poprzez rozwój ciała koń staje się piękniejszy, jak odzyskuje błysk w oku dzięki zaufaniu i poczuciu wolności, które daje mu możliwość wyrażenia się bez strachu. Cudownie jest doświadczać serdecznego ciepłego uśmiechu drugiego człowieka, czy widzieć jak z postawy konia uzyskanej dzięki prawidłowemu treningowi biomechanicznemu bije gracja, dostojeństwo i duma z powodu zyskanej przez zwierzę w procesie edukacji zdolności do wykonywania ćwiczeń na różnym stopniu zaawansowania. To co uwielbiam w jeździe akademickiej, to to, że każde ćwiczenie ma sens, jest logiczne i ukierunkowane na konkretny rezultat, którym jest zbudowanie zdrowego ciała, co znowu przekłada się na zaangażowanie i zadowolenie konia z treningów. Jeśli jeździec cieszy się z każdego małego sukcesu, to zwierzę również to odczuwa i obie istoty mają satysfakcję ze wspólnej pracy.
Spis certyfikowanych kursów jakie ukończyłam znajdziesz na końcu tej strony po przewinięciu prawie na sam dół ↓
Droga, którą docierałam do miejsca, w którym jestem teraz była na prawdę długa. Każdy etap tej historii przyniósł mi jakieś cenne doświadczenia, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Uważam, że wszystko co przeżyłam w relacjach z końmi – nawet kiedy byłam dzieckiem – miało duże znaczenie, ponieważ ukształtowało nie tylko mój sposób pracy z końmi, czy dalszą drogę poszukiwań w celu doskonalenia się, ale również przyniosło mi wiedzę o tym co przynosi mi prawdziwą radość, a co dla mnie nie działa. Miałam również porównanie różnych rodzajów pracy z końmi z różnymi charakterami i mierzyłam się z wieloma wyzwaniami. W tamtych czasach bardzo chciałam, aby ktoś powiedział mi to co wiem dzisiaj. Odczuwałam sporą frustrację z powodu tego, że osoby, które powinny mieć konkretną wiedzę nie dawały mi odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały. Szukałam latami aż nie znalazłam specjalistów, dzięki którym wreszcie poczułam, że wszystko jest na właściwym miejscu. Uczyłam się brać od ludzi to jak postępować i jak nie postępować. I to była jedna z ważniejszych lekcji, podobnie jak zdolność uporania się z tym, że moje autorytety od których wymagam profesjonalizmu, także pod względem moralnym, nie zawsze są w stanie spełnić moje oczekiwania. Wiele przeżyłam sytuacji, w których gdyby nie moja pasja, kto wie, może zostawiłabym wszystko za sobą. Wiele lat temu pomyślałam o miejscu, w którym mogłabym odkrywać tajemnice jeździectwa przed innymi pasjonatami, takim do jakiego chciałabym mieć dostęp w mojej przeszłości. Tak powstała idea strony, do której prowadzenia przygotowywałam się nieświadomie przez większość mojego życia i świadomie przez prawie siedem lat. Dzisiaj cieszę się, że musiałam przejść tyle różnych zakrętów, dzięki czemu mogę zrozumieć i wytłumaczyć istotę jazdy konnej, czy opowiedzieć jak mierzyć się z konkretnymi sytuacjami lub do nich nie dopuszczać, czy poprowadzić moich uczniów od razu we właściwym kierunku.
Wspólnym mianownikiem tych trzech dekad poszukiwań było dla mnie to, że podążałam za intuicją, słuchając tego co mówią mi konie i moje własne emocje, z którymi również uczyłam się pracować, aby porozumieć się z tymi wyjątkowymi istotami. Te lata styczności z nimi nauczyły mnie wiele nie tylko na płaszczyźnie komunikacji ze zwierzętami, ale również ze sobą, czy z innymi ludźmi. Jestem wielką fanką programów rozwojowych z końmi i jestem wdzięczna, że wspaniała Agata Wiatrowska, którą szczerze podziwiam wprowadziła te programy do Polski i dzieli się w dużej mierze bezpłatnie swoją wiedzą. Sądzę, że pomogła i pomoże jeszcze wielu osobom w tym co najważniejsze, czyli we wzrastaniu w miłości i stawaniu się najlepszą wersją siebie. Jej działalność jest dla mnie pod wielką inspiracją. Życzyłabym sobie, żeby moja wiedza trafiła do ludzi i pomogła im przynajmniej w jakiejś części w takim zakresie jak HorseSense. Na mojej stronie zamierzam dzielić się z Wami metodami pracy, które pozwolą Wam czerpać radość z jeździectwa, a waszym koniom funkcjonować bez bólu – w dobrym zdrowiu. Opowiem Wam też o różnicach pomiędzy historycznymi i współczesnymi metodami pracy i postrzeganiu biomechaniki ruchu przez dawnych mistrzów jeździeckich i dzisiejszych trenerów sportowych. Chciałam zabrać Was na wycieczkę w przeszłość, stąd zbudowałam od zera swoją stronę samodzielnie na koncepcji tematycznej galerii nawiązującej do metod pracy z końmi w dawnych wiekach.
Jeśli jakieś treści na mojej stronie lub moim blogu HIPODROM & PALESTRA z Tobą zarezonują, to proszę daj mi znać.
A teraz zapraszam Was do dłuższej podzielonej na siedem rozdziałów opowieści w formie swoistego kalendarium opowiadającej o tym jak wyglądała moja ścieżka i kim się stałam. Mam też nadzieję, że będziesz dobrze się bawić czytając niektóre moje przemyślenia i hippiczne anegdoty sprzed kilku dekad, którymi okrasiłam poniższy wpis. Ale jeśli chcesz po prostu więcej wiedzieć o tym co robię obecnie, to możesz od razu skoczyć do ostatnich lat z załączonymi galeriami.
III AUTOBIOGRAFICZNIE O DOŚWIADCZENIACH Z KOŃMI PRZEZ LATA
MOJA PODRÓŻ
.....czyli opowieść, która zaczyna się pewnego zimowego wieczoru roku pańskiego 1994... i trwa do dzisiaj...
Śmieję się, że urodziłam się po to, by realizować moją ścieżkę serca, którą wybrałam jeszcze jako dusza na planie astralnym, czyli aby robić w życiu dokładnie to, czym dzielę się z Wami tutaj [link BLOG].
Pierwsze kroki w jeździectwie
i/vII
(1994-2000)
Prawie nie pamiętam życia „sprzed koni”, może dlatego, że kiedy w nim zagościły na stałe, to wyraźnie nabrało ono kolorów. Te czterokopytne stworzenia przybliżają świat duchowy tym, którzy skupiają się tylko na sprawach doczesnych, ale jednocześnie tym bujającym w obłokach pomagają osadzić się w rzeczywistości. Te niesamowite właściwości sprawiają, że ludzie wsłuchujący się w język, którym konie komunikują się z nami łatwiej znajdują równowagę pomiędzy różnymi istotnymi sferami życia. Zapewne nie zdawałam sobie z tego sprawy jako dziecko, ale myślę, że czułam to intuicyjnie. Wiedziałam, że kocham te stworzenia, a przebywanie z nimi daje mi szczęście i pozwala funkcjonować z większą lekkością. Może dlatego będąc małą dziewczynką często śniłam o koniach i ich mistycznych formach. Pewnego dnia zakomunikowałam, że nie wystarczą mi już wakacyjne przejażdżki na kucykach. Zawsze będę wdzięczna rodzicom, że kiedy nie mogłam jeszcze sama realizować mojej pasji oni mnie wsparli.
Nie zapomnę pierwszego ulubionego konia imieniem Matras, delikatnego dżentelmena, który okazał mi tyle cierpliwości i życzliwości. Poznałam go mroźnym styczniowym wieczorem w 1994 w stajni, do której zabrała mnie mama. Później regularnie woził mnie tam tata. Dla mnie ten czas zawsze był najszczęśliwszy i wyczekany. Nie wiem czy znajcie to uczucie- takiej niecierpliwej tęsknoty za tym co wydarzy się za chwilę, uczucie ekscytacji, które nazwałabym „radosnym niepokojem”. Z przejęcia ciężko nawet oddychać. Takie uczucie towarzyszyło mi jeszcze przez długie lata, kiedy tata zawoził mnie „na konie”. Podobne przeżycia czasem dawało mi tylko pisanie lub naprawdę fascynująca rozmowa z kimś dla mnie wyjątkowym.
Początkowo jeździłam po prostu rekreacyjnie w różnych stajniach, gdzie była okazja w weekendy czy podczas ferii i wakacji na turnusach kolonii jeździeckich. Kiedy skończyłam dziesięć lat rodzice zgodzili się, żebym jeździła z koleżankami w podobnym wieku w miejscu do którego mogłyśmy dotrzeć same autobusem po szkole. Byłam też na kilkunastu obozach konnych w różnych miejscach w Polsce.
W tamtych czasach nauczyłam się jak przygotować konia do jazdy i jak zatroszczyć się o niego później, jak wyczyścić kopyta, odłowić z padoku, czy okiełznać i osiodłać. Wtedy każde dziecko musiało to potrafić. Oczywiście przy wyższych koniach, jeśli byłam za niska, żeby coś zrobić sama prosiłam o pomoc. Jako sześciolatka wiedziałam, że po jeździe należy również umyć wędzidło, czy odłożyć na miejsce starannie poskładany sprzęt i szczotki. W dwudziestym pierwszym wieku w szkółkach jeździeckich nie jest to tak powszechne, więc cieszę się, że zaczynałam wtedy. Jednak w poprzednim stuleciu podchodziło się trochę inaczej do kwestii wyzwań jakie stawiano przed dziećmi, czy może powiedzmy otwarcie do kwestii bezpieczeństwa. Nie było kasków, ale toczki o dyskusyjnych walorach ochronnych. Dorośli machali ręką na pomysły młodych adeptów jeździectwa, z których ich szkielet mógł wyjść niekoniecznie w stanie nietkniętym. W programach obozów konnych były ciekawe punkty programu w lecie było powożenie, zimą trzeba było to jakoś zastąpić. Zatem organizowano kuligi, za którymi siedzieliśmy na sankach. Podczas dzikiej przejażdżki po hipodromie wiele saneczek się wywróciło, a mnie szyna przejechała po nodze.
Czasem zastanawiam się jak przeżyłam tamte lata i przypisuję to jeszcze plastycznemu kośćcowi i boskiej opatrzności. Upadki na kręgosłup, po zbiorowych spłoszeniach koni na ujeżdżalni, lub bliskie spotkanie z kwarcem ujeżdżalni, kiedy strzemię nie chciało się ze mną rozstać. Upadki do rowów w czasie terenów, galopady kończące się zatrzymaniem dzięki drzewom lub krzakom, które uprzejmie znalazły się w potrzebnym miejscu. Później człowiek dochodził do wprawy. Zdarzało się, że spadałam już bez większego szwanku stając na nogi i trzymając konia w ręku, czy po tym jak koń się wspiął i usiadł spokojnie schodziłam zanim przewrócił się na plecy. A może to zasługa zajęć z woltyżerki? Parę dekad temu – może z powodu braku takich rozrywek jak Internet, czy telefon komórkowy – młódź zawyżała swoje umiejętności jeździeckie, żeby instruktorzy zgadzali się na robienie rzeczy, do których dzieciaki nie były przygotowane. I tak jako dziewięcioletnia dziewczynka, która przecież na obozach była w grupie zaawansowanej będąc na wakacjach nad morzem z rodzicami pojechałam na galop, a raczej „cwał” po plaży. Kiedy prowadzący odwracał się z pytaniem czy wszystko w porządku ja uśmiechnięta od ucha do ucha podnosiłam kciuk do góry, a w czasie galopad rzucało mną po siodle jak szmacianą lalką i modliłam się o to, aby wypełnić pierwsze zadanie jeźdźca, o którym jak już dziś wiem mówi Bent Branderup – „stay up there” – czyli utrzymaj się w siodle. W czasie tego terenu kobieta spadła i złamała nogę. Tak. Przez sporą część swojego dzieciństwa utrzymywałam rodziców w przeświadczeniu, że na prawdę nie stykam się z niebezpiecznymi sytuacjami.
Czemu opowiadam te historie? Bo wspomnienia z tych lat to dobra okazja do podzielenia się wieloma przemyśleniami. Po pierwsze z perspektywy czasu widzę jak wiele rzeczy się zmieniło w jeździectwie np. w kwestii podejścia do bezpieczeństwa, co daje nadzieję, że pewnie jeszcze wiele się zmieni, a jest co zmieniać. Po drugie, chociaż w tej chwili moja filozofia pracy opiera się na stopniowym realizowaniu zadań o różnym stopniu trudności, na które gotowy jest na danym etapie i koń i jeździec, to doskonale rozumiem chęć przeżycia pewnych rzeczy, czy dojścia do konkretnego poziomu umiejętności w jak Najszybszym czasie. Wiem, co znaczy chcieć coś poznać i doświadczyć. Jednak uważam, że nie warto narażać siebie i konia, kiedy ma się kogoś, kto poprowadzi proces edukacji w zrównoważony spokojny sposób. Kluczem do sukcesu w jeździe konnej jest cierpliwość, wybranie dobrego instruktora i zaufanie mu. Rozumiem, że czasem uczeń się niecierpliwi, jednak opanowanie podstaw na spokojnie w niższych chodach z wcześniejszym przygotowaniem ciała ćwiczeniami sprawia, że dzieje się magia. Jej nie można porównać z niczym. Wszystkie te przeżyte szaleństwa oddałabym za to, żeby szybciej poczuć tę harmonijną jedność z koniem. Pamiętam jak wiele lat czułam frustracje, ponieważ nie byłam w stanie znaleźć kogoś kto odpowie mi na nurtujące mnie pytania z dziedziny hippiki. Dzisiaj całe szczęście albo znam odpowiedzi, albo wiem gdzie szukać i chcę tą wiedzą dzielić się z innymi.
Rekreacyjne realia tamtych czasów miały swoje plusy i minusy. Za plus uważam samodzielność, której uczono i w sumie cieszę się, że w dzieciństwie przeżyłam to na co nie pozwoliłabym już moim uczniom, czy dzieciom lub czego nie robiłabym teraz. Natomiast często spotykam inne opinie na temat jeździectwa z zeszłego stulecia. I tu poruszę pewien trudny temat. Nostalgiczne wspominiki o wielkości, umiejętności i wartości trenerów i instruktorów z tamtych lat to legendy, które można włożyć między bajki. Często ludzie z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem używają takich chwytów dla zatuszowania nawyków, przekonania o własnej nieomylności i tkwieniu w dawnych nawykach i schematach na czym cierpią i konie i ludzie. Te memiczne treści często budują pewnego rodzaju otoczkę gloryfikującą tak samo szkodliwe metody szkolenia koni końca ubiegłego tysiąclecia jak te, które powszechnie spotykamy dzisiaj w sporcie. Wiele osób zwraca uwagę na problemy, które spotykamy w olimpijskim przemyśle jeździeckim i stopień odwrażliwienia sportowców, którzy używają różnego rodzaju wypięć i drastycznych metod szkoleniowych, które raczej nie były spotykane kilkadziesiat lat temu. Jednak wtedy nie było swobodnego przepływu informacji, więc też i wiedza o biomechanice ruchu i innych dziedzinach hippiki pozostawiała wiele do życzenia. A o pewnych sprawach nie wiedzieliśmy. Znam historię usłyszaną z ust świadka wydarzeń o zagranicznym trenerze olimpijskim, który przemocą zmuszał konia trzymanego większość czasu w zanieczyszczonym boksie do czegoś co miało być piaffem. Były też inne nieprawidłowości, które spotykamy też dzisiaj, jednak przynajmniej dziś dzięki internetowi możliwość zorientowania się w wielu tematach. I chociaż pojawia się w nim wiele błędnych informacji, to dużo łatwiej można znaleźć te właściwe, a kiedyś byliśmy zdani wyłącznie na to co dostaniemy na miejscu „analogowo”. Podam przykład. Do tej pory oczywiście można spotkać praktyki gdzie konie mają niedopasowany sprzęt, a jeźdźcom proponuje się jazdę na siodłach, które obcierają do krwi lub ustawiają ich ciało w bardzo szkodliwej fizjologicznie dla nich pozycji uniemożliwiającej prawidłowy dosiad, jednak dzisiaj można przynajmniej bez problemu znaleźć informacje co jest prawidłowe, a co nie i znaleźć właściwego specjalistę.
Nie jest to łatwa sztuka, ale warta zachodu. Uczyłam się pod okiem wielu – mogę powiedzieć, że kilkudziesięciu – instruktorów i trenerów polskich i zagranicznych cieszących się znakomitą ogólnopolską, czy nawet światową renomą. Jednak na mojej stronie znajdziecie wyłącznie wybrane nazwiska, tylko tych osób, których metody treningowe nie są sprzeczne z moją etyką lub takich, którzy coś na prawdę wnieśli w moje życie. Po prostu chcę przekazać jasny komunikat w zakresie tego co wg. mnie działa i służy koniom zamiast szkodzić.
Mamy coraz szerszy dostęp do źródeł wiedzy z różnych dziedzin hippicznych, do której sięga coraz więcej ludzi, wiedząc jak korzystać z globalnej przestrzeni sieci. Coraz więcej wiemy o końskiej fizjoterapii, rehabilitacji i osteopatii, czy o dopasowaniu sprzętu, kopytach, żywieniu, behawiorze i układzie nerwowym. Coraz powszechniejsze jest również powracanie do rdzennych założeń treningu klasycznego. Wiele osób myli te założenia z metodami z okresu zeszłego stulecia, czy praktykowanymi w Hiszpańskiej Szkole Jazdy. Jednak już coraz więcej osób rozumie, że chodzi o wiedzę, która przez setki lat pozwalała utrzymywać – możliwie jak najdłużej – w zdrowiu konie, które służyły ludziom na co dzień. O tym przeczytacie w treściach mojego bloga. Tymczasem opowiem o kolejnym dla mnie ważnym etapie rozwoju mojej jeździeckiej przygody.
POCZĄTEK PRZYGODY Z UJEŻDŻENIEM
II/VII
(A.D. 2000)
Pewnego dnia w zbrosławickim ośrodku jeździeckim spotkałam znajomą, która opowiadała mi o swoich postępach pod okiem instruktorki ujeżdżenia – Ewy Hordyńskiej. Za namową koleżanki poprosiłam rodziców o możliwość treningów ujeżdżeniowych. Po wstępnej rozmowie o tym jak wyglądać będą treningi z Panią Ewą dostałam od niej jej autorstwa książkę z dedykacją „O koniu i jeździe konnej”, którą przeczytałam od deski do deski. [Osobę, która ode mnie ją pożyczyła proszę o zwrot 😉 – jeśli to przeczyta]. Na tamten czas pamiętam, że była dla mnie dużym wsparciem. Dzięki treningom z Panią Ewą zyskałam zdolność do powodowania koniem samym dosiadem. Nauczyłam się jazdy na luźnych wodzach lub bez ich użycia. Pamiętam przełomowe treningi na lonży i te kiedy galopowałam po pustym maneżu z zamkniętymi oczami i rozpostartymi rękami. Moje umiejętności stały się precyzyjniejsze, szczególnie regulacja tempa i operowanie mięśniami głębokimi brzucha. Wtedy jeszcze byłam w wieku, kiedy moje ciało było w fazie „nauki czuciowej”. Kilka lat później – o czym jeszcze opowiem w dalszych rozdziałach – po kilkumiesięcznej przerwie w jeździe – „straciłam” nabytą w tym czasie pamięć mięśniową. Wtedy pojawiła się bezradność, ale dzięki poszukiwaniom tego jak wrócić do tego miejsca dowiedziałam się jak świadomie wspomagać stabilizację ośrodkowego układu nerwowego i właściwie z każdego miejsca aktualnej kondycji ciała dotrzeć do miejsca równowagi. Dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się jak w przyszłości pomagać moim uczniom. Był to też jeden z elementów, który był dla mnie podstawą przy zrozumieniu kolejnych etapów mojej edukacji jeździeckiej już w momencie nauki czucia nie tylko swojego ciała, czy ciała konia, ale również czucia konia poprzez dosiad, które jest elementem jazdy akademickiej.
pierwsze konie powierzone mi w opiekę
III/VII
(od. 2005)
W tym rozdziale opowiem jak cytrynę przerobić na słodką lemoniadę. Wiele osób twierdzi, że końmi na poważnie można zajmować się jedynie dysponując dużymi pieniędzmi. Usłyszycie to nawet od na prawdę szanowanych osób, od którym oczekujemy, że powinny być moralnymi autorytetami i rozumieć, że pasja w życiu jest jedną z najważniejszych rzeczy nadających mu sens, nie pieniądze i może to bardzo podciąć skrzydła. Faktycznie jeśli nie ma się funduszy na jeździectwo, to trzeba na prawdę sporych poświęceń, żeby jakieś pieniądze odłożyć i wydać na swoją edukację. I tak na prawdę nigdy się ona nie kończy i wiąże się też z dużym wydatkiem czasowym. Zdarza się, że jest to pętla inwestowania każdego grosza tylko w to co masz w głowie i wyrzeczeń kosztem na prawdę podstawowych potrzeb. To wiedzą dorośli i świadomie podejmują decyzję o tym co uznają za priorytet i w jakim okresie czasu. A co jeżeli jest się jeszcze niepełnoletnim i nagle pojawia się wizja, że możesz utracić możliwość realizowania pasji?
Jak wspomniałam, kiedy byłam nastolatką miałam okazję przez kilka lat korzystać dzięki wsparciu rodziców z regularnych treningów kilka razy w tygodniu z zakresu dyscypliny ujeżdżenia. W pewnym momencie pojawiła się „koncepcja”, że powinnam więcej czasu poświęcać na szkolną edukację, choć wiele rodziców pewnie byłoby u szczytu szczęścia, gdyby dziecko miało taką średnią. Nagle moja rzeczywistość się zmieniła. Mogłam liczyć jedynie na przemycanie mnie przez tatę do stajni pod pretekstem niedzielnych wizyt u babci. W następnych latach do czasu aż nie miałam środków na dalszą edukację musiałam wykazać się pewną kreatywnością. Udało mi się jeździć w zamian za opiekę nad końmi, których właściciele nie mieli dla nich tyle czasu. Całe szczęście miałam już na tyle umiejętności, że mogłam sobie na to pozwolić. Jednak jeśli jesteście w takiej sytuacji, jako osoby początkujące, to zawsze można uczestniczyć w programie wolontariatu zw stajniach i jazd za pracę.
Pierwszego konia w opiekę powierzyła mi znajoma, która kilka lat przede mną była uczennicą Pani Ewy Hordyńskiej. Będę jej za to wdzięczna do końca życia, bo była to przepustka do możliwości pracy nie tylko z jej koniem, ale z wieloma innymi przez wiele lat na zasadzie opieki a potem posiadania konia w treningu. Dzięki temu budowałam powoli świadomość tego jak prowadzić samodzielnie proces treningowy konia, i również odchodziły mi koszty dzierżawy, a pozostawały koszty samych treningów.
kryzys jeździecki i szukanie równowagi
we własnym ciele
IV/VII
Na studia wyprowadziłam się do innego województwa. W pierwszych latach musiałam ograniczyć intensywność jazd. Na drugim roku zaczęłam pracować i od tego czasu każdą wolna złotówkę inwestowałam w treningi. Zdarzały się dłuższe przerwy, ale szukałam sposobów, żeby mieć styczność z końmi. Np. dołączyłam do sekcji jeździeckiej AZS UJ, pracowałam na dorożkach, miałam konie w opiece, byłam kilka razy na specjalistycznych obozach edukacyjnych z zakresu ujeżdżenia w Zakrzowie. Zdarzało się, że czasem miałam kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne przerwy. Po jednej z nich moje ciało było w kiepskim psychofizycznym stanie, a trudności pojawiające się na treningach przyprawiały mnie czasem o płacz. Poczułam, że w pewnym momencie w moim ciele zaszły jakieś znaczące zmiany i straciłam jednocześnie nad nim kontrolę i pamięć mięśniową z czasów stałych treningów ujeżdżeniowych. W zależności od kondycji ciała, regularności treningów, czy wreszcie wiedzy osoby pod której okiem trenowałam byłam mniej lub bardziej zadowolona z moich zmagań na ujeżdżalni. Kiedy coś nie mi nie wychodziło było to podstawą do dalszych intensywnych poszukiwań. W międzyczasie zainteresowałam się sztukami walki i to było kluczowe dla mojego świadomego rozumienia i zdolności odczuwania tego jak wejść świadomie w stan równowagi ciała i umysłu.
fascynacja sztukami walki, staropolską szermierką konną i bojowym szkoleniem koni
V/VII
(2009 - dziś)
Lata studiów zaimplementowały w moim życiu nowe pasje. Miałam możliwość poznawania różnych aktywności fizycznych i korzystania z ofert sekcji AZS z różnych dyscyplin. Najpierw zainteresowałam się jogą, na którą uczęszczałam parę miesięcy i której wybrane pozycje stały się elementem moich rozgrzewek przed treningami ze sztuk walki, a później przed treningami jeździeckimi. Potem zapisałam się na Karate Kyokushin i na Judo. W kolejnych latach, kiedy była taka możliwość lub znalazłam czas uczestniczyłam w treningach różnych sztuk i systemów walki (Systema, Krav maga, Wushu, Silat, Aikido i różne formy japońskiej szermierki). Interesowałam się również strzelaniem z łuku (łuki: europejski, wschodni oraz Yumi). Jeszcze w liceum byłam członkiem bractwa rycerskiego. Od dziecka fascynowałam się historią, przede wszystkim starożytnością, średniowieczem i czasami nowożytnymi, a w szczególności okresem staropolskim, co przełożyło się na moje zainteresowania Dawnymi Europejskimi Sztukami Walki.
W 2011 dowiedziałam się o możliwości trenowania staropolskiej szermierki szablą husarską, związanej mocno z tradycją bojowego szkolenia konia. Wstąpiłam do organizacji, która zajmuje się tym w Polsce najdłużej i prowadzi w tym zakresie badania. Od tamtego czasu sama zajmuję się tym tematem nieprzerwanie do dzisiaj. W ramach bloga planuję również publikować jakieś artykuły związane z tematyką staropolską, ale najpierw i przede wszystkim chciałabym się skupić na tych historycznych aspektach szkolenia koni, które dzisiaj przynoszą wspaniałą wiedzę z zakresu końskiej biomechaniki ruchu (przede wszystkim skupię się na pracy akademickiej – tj. Academic art of riding).
To, że tak mocno postanowiłam zagłębić się w temat historycznego szkolenia koni wynikało właśnie z mojego zainteresowania szermierką szablową i chęci uzyskania najwyższych kompetencji w zakresie powodowania koniem w menzurze kawaleryjskiej i nauki u najlepszych światowych specjalistów, dlatego opowiem trochę o tym rozdziale mojego życia, który był i wciąż jest dla mnie ważny, a także istotny dla mojego spojrzenia na jeździectwo.
Pewne jak się po latach okazało sprzyjające okoliczności sprawiły, że od początku miałam indywidualne lekcje szermierki szablą husarską, a także bronią ćwiczebną do szabli – palcatem, czy lancą szwoleżerską. Od 2008 roku z krótką przerwą mieszkam w Krakowie. W czasie kiedy chciałam rozpocząć treningi nie było jeszcze ani sekcji, ani przedstawicielstwa (które kilka lat później sama założyłam w 2016 roku), ani klubu. W związku z tym niedostatkiem byłam zmuszona do treningów wyjazdowych. Szanuję swój czas i środki, dlatego zawsze staram się dobrać takich nauczycieli, od których rzeczywiście jestem w stanie dużo się nauczyć. Zaczynam od szukania ludzi na prawdę dobrych w tym co robią, aby mieć możliwość np. przez naśladownictwo ruchu przetransponowania we własne ciało prawidłowego wzorca ruchowego. Kiedy zamierzam rozwijać się w jakiejś dziedzinie skupiam się na dobrym opanowaniu podstawy, którą doskonalę później poprzez zbudowanie właściwego nawyku ruchowego i dokładam kolejne cegiełki. Unikam dzięki temu niewłaściwego zapisu w pamięci mięśniowej. Dużo trudniej jest wyplenić zły nawyk niż skupić się na wyrobieniu prawidłowego. Zatem w gruncie rzeczy byłam i jestem bardzo zadowolona, że nie było w Krakowie takiej grupy. Dzięki temu moja edukacja w tym zakresie polegała na indywidualnych co-tygodniowych lekcjach, zamiast na udziale w zajęciach grupowych (takie już tylko później przede wszystkim sama prowadziłam), na których, aby dociec detali trzeba narazić się reszcie grupy zawłaszczając sobie prowadzącego (mój wzbudzający irytację zwyczaj na wszelkich kursach i szkoleniach).
Na przełomie 2011 i 2012 roku zaczęłam lekcje pod okiem Instruktora Kuby Pokojskiego. Dało mi to duży komfort psychiczny, bo mogłam podpytać, czy poprosić o sposób wytłumaczenia, który wiedziałam, że najlepiej do mnie trafi. Później doszły seminaria i czasem konsultacje indywidualne z jednym z lepszych instruktorów o długim stażu Piotrkiem Ścibskim oraz z twórcą stylu dr Zbigniewem Sawickim. W zakresie badań nad użyciem szabli i broni używanych w okresie staropolskim jest to osoba, która w zajmuje się tym na niwie naukowej, praktycznej i odtwórczej najdłużej i najdokładniej. Już w latach 70tych ubiegłego wieku był instruktorem sztuk walki i zaczął badania nad polskimi tradycjami orężnymi zafascynowany odkryciem, że Polska podobnie jak Daleki Wschód miała wspaniałą historię w tym zakresie. Pierwszą organizację praktycznie realizującą badania założył w 1981 roku, którą przekształcił w 1986 roku na taką, która skupia się na szabli husarskiej w swojej genezie wykształconej na bazie konnej menzury kawaleryjskiej. Organizował również pierwsze w Polsce gonitwy husarskie, czy ogródki rycerskie, by potem skupić się na szkoleniu pasjonatów, którzy zgromadzili się wokół niego. Uczyło się pod jego okiem przynajmniej półtora tysiąca uczniów. Jednak niewielu tylko kilku również zaczęło zgłębiać źródła i badać detale. Studia filologiczne i historyczne dawały mi dobre narzędzia do tego, żeby samej podjąć takie badania i później wyniki przedstawiać na konferencjach naukowych czy międzynarodowych kongresach sportów i sztuk walki. Poprzez zaangażowanie we własne studia i współtworzenie życia organizacji w tamtych latach miałam okazję korzystać z prowadzenia mistrza już wtedy. Wiele inspiracji przynosiły mi również sytuacje, w których przygotowywałam prelekcje i wykłady dla muzeów i domów kultury czy konieczność przygotowywania pokazów. Pogłębiałam swoją wiedzę by jak najlepiej przedstawić aspekty związane z historią husarii, czy szermierki konnej i spotykałam ludzi, z którymi toczyłam bardzo rozwijające dyskusje.
W tamtym czasie miałam możliwość czasem wsiadać na Bajarza – jednego ze szkolonych „po husarsku” koni mistrza. Mogłam zobaczyć jak wygląda jazda w siodle husarskim i przekonać się, np. jak z grzbietu konia wykonuje się lewadę w bitewnej formie. Ciepło wspominam tego konia i moment wykonywania ćwiczenia, podobnie cudowne odczucie wznoszenia daje school-halt wykonywany przez prawidłowo wyszkolonego konia w sztuce akademickiej. Są jednak pewne różnice, na które zwrócę uwagę – wykorzystując to wytłumaczenie jako pretekst do ważnej dygresji, choć trochę wydłużę przez to ten rozdział. Ten ostatni skupia się na budowaniu prawidłowej podbudowy mięśniowej, a ten pierwszy na ataku na pieszego przeciwnika (w założeniu koń powinien mieć już ukształtowany silny stelaż mięśniowo-powięziowy i wzorzec poruszania, który w jak najmniejszym stopniu eksploatuje ciało). Uważam, że to istotne by – w wypadku ćwiczeń, które przez swój spektakularny wygląd budzą zainteresowanie jeźdźców, czy rekonstruktorów – uświadamiać jaki rzeczywiście ma sens dane ćwiczenie i jak prawidłowo je wykonywać. Zbyt wiele koni cierpi z powodu ambicji, które okazują się ważniejsze od etyki, rzetelności i zdrowia zwierząt.
Bitewny trening jest dosyć obciążający i wymaga sporych umiejętności i czasu, aby nie zrobić koniowi krzywdy. Obecnie należy posiadać środki i zaplecze, aby prowadzić na szerszą skalę takie szkolenie odtwarzające warunki pola bitewnego. Przede wszystkim jednak edukację w ramach dawnych europejskich sztuk walki należy prowadzić dwutorowo. Dzisiaj pretendenci do poznania tajników szermierki konnej raczej nie rodzą się w rodach posiadających konie i nie zaczynają profesjonalnej edukacji jako czteroletni chłopcy. Zazwyczaj edukacja szermiercza też nie zaczyna się w takim wieku i nie jest priorytetem życiowym jak dawniej. Wobec dzisiejszych realiów życiowych należy osobno przez długie lata doskonalić własne umiejętności jeździeckie i wiedzę na temat metodyki nauczania zwierzęcia i osobno trenować szermierkę pieszo z uwzględnieniem pozycji ciała, które pozwolą w późniejszym czasie połączyć jedno z drugim. Tylko wytrwali, którzy znajdą pasję w obydwu dziedzinach są w stanie zbliżyć się do interpretacji tego jak to wyglądało w przeszłości. Powinno się prowadzić takie szkolenie wyłącznie z dbałością o zdrowie i właściwą biomechanikę ruchu konia i człowieka. Niewiele jest osób, które zajmują się tym na świecie, które mogłabym podać za wzór. Obserwowałam przez lata wiele kontuzji ludzi z powodu zaniedbań prowadzących zajęcia i przedkładania ego nad technikę i rzetelną pracę. Byłam świadkiem błędów w interpretacji funkcjonalności szabli husarskiej wynikłych z niedostatecznego sprawdzenia dostępnych w źródłach informacji o sposobach użycia broni i chęci uzyskania szybkich rezultatów, czy z nieznajomości historycznego treningu i praktyki menzury kawaleryjskiej. Często porównuję to jak dziś w jeździectwie wygląda wymiana informacji i jak w środowiskach, które związane są z odtwórstwem szermierki historycznej. W środowisku jeździeckim w znacznej większości zresztą składającym się z amazonek toczy się wiele rozwojowych dyskusji i zachodzi wiele zmian, w tej drugiej grupie zdominowanej przez mężczyzn obserwujemy przede wszystkim demonstrację siły i pewnego rodzaju zamknięcie na weryfikację działania. Wielu, a nawet znaczna większość pasjonatów Dawnych Europejskich Sztuk Walki zajmuje się tym tematem wyjątkowo krótko. Niewielu zatem mamy w tej materii specjalistów, choć wielu za takich się podaje, a też w anonimowej przestrzeni Internetu niezbyt przyjemnie uczestniczy się w dyskusjach na grupach związanych z rekonstrukcją historyczną, pozbawionych wytycznych kulturalnej interlokucji, czy szacunku do drugiego człowieka. Jednak ludzie za siebie odpowiadają i sami mogą wybrać gdzie pójdą i co zrobią i jak długo będą próbować skomunikować się z danymi osobami mniej lub bardziej skutecznie, konie nie. Obrazki, które można oglądać w sieci i mediach społecznościowych przedstawiające osoby w strojach historycznych jeżdżących na koniach po prostu rozrywają serce i są przerażające. Szczególnie w Polsce, co jest smutne jeśli wrócimy pamięcią do naszych niezwykle długich i wspaniałych tradycji kawaleryjskich.
Najważniejsze ze względu czy to na etykę pracy, czy na realne długotrwałe wymierne efekty przy traktatowej interpretacji jest spojrzenie z płaszczyzny specjalistycznej wiedzy o anatomii i fizjologii koni na podstawowe zagadnienie – budowę sprawnego ciała wierzchowca, który będzie służył jako równorzędny partner do wykonywania poszczególnych manewrów. Do osób, które mogłabym z czystym sercem polecić mogę zaliczyć kilku licencjonowanych trenerów Benta Branderupa, którzy nie ograniczają się do założeń samej metody, ale idą w odtwórstwo epoki, a spoza tego kręgu wymienię jeszcze Arne Koetsa, ale niekoniecznie już wszystkich jego podopiecznych lub raczej osoby, które się podpisują pod jego autorytetem. Jest również sporo osób, które mają własną interpretację traktatów historycznych lub twierdzą, że odtwarzają historyczną metodę szkoleniową, które po prostu krzywdzą konie w mniejszy lub większy sposób niesprawdzonymi eksperymentami przeprowadzanymi na własną rękę.
Najgorsze są sytuacje, kiedy konia traktuje się wyłącznie jako element stroju. Od takiego podejścia absolutnie się odcinam i dlatego nie mogę podpisać się pod żadną organizacją jako całością, ponieważ to jak postępuje się z koniem i jak rzetelnie prowadzi się program treningowy zależy wyłącznie od indywidualnego podejścia trenerskiego. Ciężko znaleźć też organizację, która rzetelnie weryfikuje swoich członków i ich metodykę pracy. Bliski być może temu jest właśnie Bent Branderup i Knighthood of the Academic Art of Riding (choć pewnie znalazłabym przykłady osób idących na skróty, jeśli nie na początku, to po latach, które temu by mogły przeczyć), ale nikt inny nie przychodzi mi do głowy. To jest też powodem tego, że jeśli piszę o moich nauczycielach, to wymieniam tylko tych, z których metodami faktycznie się zgadzam i identyfikuję, choć miałam styczność z wieloma innymi szkoleniowcami.
Uważam, że najbardziej motywuje do samodoskonalenia dostrzeganie tych pozytywnych stron różnych ludzkich działalności. Jednak tak jak można eksperymentować i popełniać błędy na własną odpowiedzialność, jeśli realizujemy pomysły na swoją aktywność ruchową, tak za zwierzę jesteśmy odpowiedzialni i nie możemy zmuszać go do cierpienia z powodu niedostatków wiedzy, praktyki, czy umiejętności. Od pewnego czasu bardzo staram się trzymać reguły zwracania uwagi wyłącznie na to jak prawidłowo należy coś wykonywać, a nie wspominać o metodach treningowych, które uważam za błędne lub nieskuteczne. Jednak czasem, aby uświadomić co jest nieprawidłowe a jednocześnie nakierować na przeciwny prawidłowy model szkolenia, trzeba o tym głośno powiedzieć. Zatem bez przytaczania nazwisk czasem będę podawać na blogu przykłady niewłaściwego rytu treningowego, tłumacząc jego destrukcyjne działanie w rozbiorze na czynniki pierwsze. Mam nadzieję, że może poprzez niektóre moje teksty, uda mi się dotrzeć czy uwrażliwić spore grono osób w rekonstrukcji historycznej, które zdaje się tego problemu zupełnie nie dostrzegać (ani u siebie, nawet oglądając klisze z własnych pokazów ze swoimi końmi, ani u kolegów).
Oczywiście podstawową rolą bloga działającego przy stronie jest dzielenie się wiedzą niedostępną szeroko na polskim rynku w języku polskim powszechnie i inspirowanie do kształcenia się w kierunku szkolenia konia, który będzie zdrowy, sprawny i wolny od bólu przez większość swojego życia, na dalszym planie będą kwestie związane z historią, czy szermierką. Istotne będą też dla mnie kwestie pracy nad charakterem, ważne ze względów osiągania własnych postępów i pedagogicznych sukcesów.
Dla mnie tradycje związane z historycznymi europejskimi sztukami walki nierozerwalnie związane z chrześcijaństwem to również kultywowanie wartości i cnót kardynalnych, które są ważne w moim życiu i które chciałabym widzieć jako ważne dla współczesnego społeczeństwa. Polskie tradycje są częścią mojej tożsamości. I by już więcej nie rozpisywać się na zbyt intymne tematy – zakończę ten wątek, choć jeszcze nie rozdział – piosenką cudownej polskiej wokalistki Agnieszki Fatygi. Dosłownie odnajduję w niej bicie serca moich przodków. Niech podsumowaniem tego, co jeszcze odnajduję w pasji do polskich tradycji orężnych, będą poniższe słowa.
Jak ogień i woda, jak obłok i głaz,
jak czerń najczarniejsza i słoneczny brzask, jak szepty miłosne i rozpaczy krzyk,
tak my, sobie obcy, chociaż jednej krwi!
[.. ]
jak [.. ] na organach, jak anielski chór i szereg milczących stawianych pod mur
jak stół pełen jadła i jak ryżu garść, na tym samym świecie, rożny jest nasz świat
Lecz słuchaj, oto jest wiadomość, ze wszystkich prawd najbardziej święta, najbardziej naszej wiary godna tak prosta i tak niepojęta,
Myśl, co pozwala żyć i konać
Jestem Tobą, Każdą chwilą, wiekiem, dniem,
W moich oczach, obraz żyje Twój jak sen,
W moich myślach, wiąż kołacze Twoja myśl, Jestem Tobą
Jak kapłan bez wiernych, bez ofiary kat, jak heros bez tchórza, jak bez Abla – Kain, jak żołnierz bez wroga, jak bez ucznia mistrz, bez siebie znaczymy , tak mało , tak nic, jak wolność zgnębionym, jak nieczułym ból, naszym wrogom [..] , ziemi naszej sól jak planetom gwiazdy, jak gałęziom wiatr, człowiek człowiekowi, czy potrzebny tak?
[.. ]
Między nami zamarł czas, moje dłonie ciału Twemu dają kształt,
W moim sercu, serca Twego słyszę rytm
Jestem Tobą
Same sztuki walki oparte przede wszystkim na idei samodoskonalenia się nie tylko treningowo, ale również duchowo miały ogromny wpływ także na moje podejście do życia i edukacji, pomimo tego, że nieczęsto w praktyce obserwowałam daleką od pierwowzoru realizację teorii. W pewnym momencie musiałam się nauczyć czerpać z samych założeń i wybaczać ludziom ich niedoskonałości, co wiele mnie kosztowało, ale też pozwoliło mi zrozumieć na co chcę ukierunkować swoją energię oraz jakie wartości chcę pielęgnować w swojej pracy. Zastanowiłam się też czy w jakiś sposób mogłabym zmienić to co mi się nie podoba i wręcz głęboko mnie rani. Zrozumiałam, że wpływ mam tylko na siebie, a to co mogłabym zrobić, to podzielić się doświadczeniami w miejscu, w którym każdy kto chce może po nie sięgnąć i skorzystać z nich inspirując się moim punktem widzenia. Przecież wszelkie idee, które czyniły świat lepszym rodziły się właśnie dzięki wymianie doświadczeń. Tak powstał pomysł prowadzenia bloga, ale jeszcze lata minęły zanim zweryfikowałam wiele aspektów dotyczących wiedzy na konkretne tematy, którą chciałabym się podzielić.
reminescencje z:
organizowanych przeze mnie pokazów szermierki szablą
& wygłaszanych przeze mnie prelekcji i wykładów w domach kultury,muzeach i na konferencjach naukowych
& uczestnictwo w międzynarodowych kongresach sportów i sztuk walki
& koordynacja udziału większych grup odtwórstwa historycznego w dużych imprezach o tematyce historyczno-ppatriotycznej
Intensywny rozwój jeźdźiecki i własne badania naukowe:
treningi z cenionymi trenerami
&poznawanie trendów w jeździectwie
oraz sposób na utrzymanie koni i ludzi w zrowiu
& zdobywanie doświadczenia jako instruktor jazdy konnej
&prowadzenie zajęć i warsztatów szermierki
Vi/VII
(od. 2014 <-2020> r... do dziś)
Jesteśmy już w przedostatnim rozdziale opowiadającym o siedmiu istotnych etapach zdobywania przeze mnie mojego dotychczasowego doświadczenia jeździeckiego. W trosce o to byś czytelniku/czytelniczko łatwo odnalazł(a) się w linii czasowej zrobię tu króciutkie podsumowanie – à la kalendarium. Lata 1994-2000 to okres letnich i zimowych obozów jeździeckich i weekendowych wyjazdów do stajni. Annos 2000-2004 to czas ćwiczeń kilka razy w tygodniu pod okiem Ewy Hordyńskiej i doskonalenia się w dyscyplinie ujeżdżenia. Pomiędzy 2005 – 2008 skupiałam się na nauce, a wolny czas spędzałam z końmi, które powierzano mi w opiekę. Później 2009-2016 w dalszym ciągu miałam konie w treningu i prowadziłam nawet jakieś pojedyncze lekcje, ale też pracowałam w różnych miejscach (w antykwariatach, sklepikach z grami planszowymi i „na krakowskich dorożkach”) i na prawdę sporo czasu poświęcałam treningom z zakresu sztuk walki.
Już w 2014 roku przedstawiałam pierwsze wyniki moich badań na temat ceremoniału z użyciem oręża na konferencjach naukowych oraz zorganizowałam pierwsze warsztaty i sekcję szermierczą, przy której prowadzeniu asystowałam pod okiem instruktora SP Kuby Pokojskiego. W 2016 już sama prowadziłam treningi szermierki palcatami i szablą husarską w Krakowie, a potem również w Zabierzowie, Chrzanowie i Płazie. W międzyczasie brałam udział w polskich i zagranicznych kongresach sportów i sztuk walki, czy byłam współorganizatorką dużych imprez o tematyce historycznej i patriotycznej oraz koordynowałam udział kilkudziesięciu osób w tych przedsięwzięciach. Planowałam, prowadziłam, pisałam scenariusze i brałam udział w pokazach szermierczych. Dawałam prelekcje i wykłady dotyczące tematyki historii kawalerii, husarii, rycerstwa, uzbrojenia i strojów z epoki staropolskiej, istotnych dla polskiej martyrologii postaci historycznych, czy szermierki i sztuk walki. Organizowałam ogródki rycerskie i stanowiska bronioznawcze. Założyłam przedstawicielstwo w Krakowie, brałam udział w współtworzeniu katowickiego klubu zajmującego się odtwarzaniem szermierki szablą husarską, którego do tej pory jestem członkiem zarządu i na prośbę kolegi przejęłam na kilka lat rolę prezesa klubu w Pińczowie. Wtedy też w związku za nawiązanymi przeze mnie kontaktami z osobami z grup odtwarzających formacje kawaleryjskie z różnych epok historycznych prowadziłam weekendowe warsztaty z zakresu jazdy konnej i szermierki.
W 2016 roku zaczęłam również pracę jako instruktor jazdy konnej w Stajni na Zielonej – Bonifraterskiej Fundacji Dobroczynnej, później prowadziłam sporo indywidualnych treningów w różnych stajniach w miejscowościach wokół Krakowa i pracowałam też w innej prywatnej stajni, utrzymując w dobrej kondycji niektóre konie dzięki pracy na dwóch lonżach i prowadząc treningi skokowe i ujeżdżeniowe – również przygotowujące do odznak jeździeckich.
Zależało mi, żeby jak najbardziej wartościową i zweryfikowaną wiedzę przekazywać moim uczniom, dlatego sama pomiędzy 2016 a 2019 intensywnie trenowałam z różnymi cenionymi szkoleniowcami zarówno z zakresu dyscypliny ujeżdżenia jak i skoków, którzy sami byli czołowymi zawodnikami w kraju, gospodarzami toru, egzaminatorami odznak, instruktorami sportu, czy trenerami klasy I, II, czy mistrzowskiej PZJ. Nie chcę wymieniać ich nazwisk, ponieważ choć wybierałam na prawdę wyselekcjonowanych szkoleniowców, gdzie od części wyniosłam wartościową wiedzę, szczególnie od trenerki ujeżdżenia współpracującej na co dzień z Janem Bemelmansem, to już w tamtym czasie zaczęłam interesować się kinezyterapią, którą z wielkim powodzeniem można prowadzić dzięki jeździe akademickiej, a ten sposób pracy chciałabym promować. Kolejnym powodem jest mój wewnętrzny kompas etyczny, który każe mi dzielić się jedynie tym co na prawdę ze mną rezonuje, czy to pod względem pracy behawioralnej, czy w zgodzie z biomechaniką ruchu konia. Współczesny sport wiąże się ze sporymi obciążeniami, które często są degradujące ciało konia. Większość szkoleniowców również szkolących amatorów, to osoby, które kierują się przede wszystkim wytycznymi związanymi z tym jak osiągnąć jak najlepsze wyniki punktowe w danej dyscyplinie. I niestety, ale rzeczywistość zawodów jeździeckich nie stawia koni na pierwszym miejscu. Bardzo niewiele osób zdaje sobie również sprawę, że współczesne style jazdy są obarczone czasami wojskowych reform kawalerii końcówki drugiej połowy zeszłego tysiąclecia, kiedy koń nie musiał już być aż tak sprawny i zdolny do manewrów w szermierczej menzurze kawaleryjskiej, ale przejął funkcje transportowe. W wielkim skrócie opiszę tu to zjawisko. Kiedy broń biała straciła na znaczeniu na rzecz broni palnej pojawiła się potrzeba opracowania takich pomocy jeździeckich, które pozwolą szybko nauczyć utrzymania się na koniu dużej liczby żołnierzy, którzy nie posiedli uprzednio wiedzy w procesie długoletniej edukacji jeździeckiej. Przeciwnie w krótkim czasie należało jakoś zgrać jeźdźca i konia. Przy czym szkolenie samego zwierzęcia również przestało obejmować wieloletnie przygotowania, ale zaczęło polegać na stosowaniu pomocy zamykających, wymuszających ruch do przodu oraz posłuszeństwo u wierzchowców służących w armii. Oczywiście procesy zmian w historii są płynne i nigdy nie jednolite wszędzie, ani bezwzględnie dotyczące wszystkich, a dosiad i równowaga zawsze miały znaczenie w przypadku każdego sposobu pracy z koniem, nie będę jednak tym zagadnieniom tutaj poświęcać więcej miejsca. Te detale pozostawię na osobne teksty, które będą publikowane w ramach bloga HIPODROM & PALESTRA.
Moja wiedza – którą będę chciała się dzielić w ramach wspomnianego projektu – na temat historycznego szkolenia koni pochodzi w warstwie teoretycznej z własnych prowadzonych od 2012 roku badań źródłowych oraz książek poświęconych interpretacji traktatów, pisanych przez zarówno innych badaczy źródłowych jak i wieloletnich praktyków, a w warstwie praktycznej przede wszystkim z pracy pod okiem trenerów akademickich oraz mojego doświadczenia w rehabilitacji koni poprzez autorską kinezyterapię.
Jakoś w 2017 roku już myślałam nad założeniem strony dotyczącej biomechaniki ruchu koni. Jednak miałam zamiar przekazać na prawdę wartościowy kontent. Dlatego poznawałam również intensywnie różne metody pracy z końmi, porównując je, oczywiście nie pominęłam różnego rodzaju podejść behawioralnych, tak samo jak spojrzeń na prawidłowy trening znanych cenionych na świecie specjalistów. Organizowałam w tym okresie kliniki jeździeckie i uczestniczyłam w szkoleniach jako słuchacz oraz uczestnik z koniem z różnych dyscyplin w całym kraju. Te, które mogę wymienić jako mające wpływ na podjęcie decyzji o dalszej intensywnej edukacji w ramach konkretnych ścieżek pracy z końmi zarówno w ramach terapii manualnych jak i kinezyterapii, były kliniki z Manolo Mendezem i Mariusem Schneiderem, choć mocniej zarezonowali ze mną już później inni szkoleniowcy. Bowiem w 2019 roku rozpoczęłam treningi z trenerką akademicką Bettiną Biolik, która nakierowała mnie na nowe ścieżki interpretacyjne, otworzyła prawdziwie świat tej wiedzy tzw. „know how” oraz wpłynęła na moją metodykę nauczania. Weto, z którym Bettina dała mi możliwość trenowania pod jej okiem w czasie kilku wizyt u niej był też pierwszym koniem, który pokazał mi jaki obrazek powinnam widzieć i czuć podczas pracy na ujeżdżalni. Zawsze ogromnie byłam wdzięczna za to, że w czasie treningów Bettina sama przekazuje informacje nie tylko o tym jak edukować konie, ale również jak uczyć tego ludzi. Już pierwsze treningi z nią były przełomowe dla mojej pracy z końmi, które rehabilitowałam, a ulepszanie moich pedagogicznych zdolności zawsze było, jest i będzie dla mnie niezwykle istotne.
W sumie odkąd pamiętam moja etyka pracy wyrażała się i wyraża w tym, że kiedy kogoś uczę, w pełni czuję się odpowiedzialna za proces przekazywania wiedzy i jej jakość. Zawsze istotnym było dla mnie, żeby nauczać prawidłowych wzorców ruchowych osoby uczące się ode mnie szermierki, oraz by przygotować je tak, aby w czasie ćwiczeń ich ciała były wolne od kontuzji. W związku z tym starannie opracowywałam rozgrzewkę oraz zwracałam uwagę na opiekę fizjoterapeutyczną własną i moich uczniów. Mogę po latach z ulgą przyznać, że na prawdę udawało mi się uniknąć kontuzji u moich uczniów, czego nie mogę powiedzieć o wielu innych prowadzących tego typu zajęcia, z którymi i z których podopiecznymi miałam styczność.
W tym okresie również wyspecjalizowałam się w prowadzeniu treningów dosiadowych i już wtedy otrzymywałam feedback od moich uczniów, np. wyrażający się w zauważeniu, że „nikt nigdy tak nie był w stanie odblokować ich ciała i nauczyć układania go w sposób, który ułatwia jazdę i buduje harmonię pomiędzy dwoma istotami”. Właściwie od momentu, kiedy w ogóle zaczęłam uczyć zwracałam uwagę trenowanym przeze mnie osobom jak prowadzić konia tak, aby poruszał się on w pozycji, która sprzyja jego zdrowiu. Dla mnie fundamentalne jest to, aby zawsze w procesie edukacji człowieka koń był jednoczenie prowadzony w prawidłowy dla jego biomechaniki ruchu sposób w każdej niemal chwili.
Academic art of riding
& staż akademicki w Danii
& zdobywanie wiedzy oraz umiejętności z zakresu terapii manualnych
& alternatywne możliwości dostępu do wiedzy "know how"
VII/VII
(kursy certyfikujące & skupienie się głównie na praktykowaniu AAoR od. 2019 do dzisiaj)
Przez całe moje jeździeckie życie poszukiwałam odpowiedzi na to co jest prawidłowe i jak najlepsze dla koni, co nie tylko pozwoli mi jeździć harmonii, ale również co sprawi, że koń również będzie zadowolony z tego, że jestem obok. W poprzednich rozdziałach nie wspomniałam o bardzo istotnej osobie, która w moim życiu pojawiła się – jestem przekonana – nie przypadkowo. Jeszcze na początku moich pierwszych studiów – filologicznych – spotkałam trenera sekcji jeździeckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zwrócił mi uwagę na nieuświadomione mi wcześniej istotne kwestie związane z historią kawalerii oraz z biomechaniką ruchu koni i przekierował mnie do literatury na ten temat. Choć po wielu latach przekonałam się, że była w tych książkach prawda zawarta jedynie w części, to kolejne kilkanaście lat mojego życia zdeterminowały poszukiwania wiedzy właśnie w tym kierunku. Miałam szczęście, że zbiegło się to w czasie z intensywnym rozwojem – przede wszystkim zagranicznego, choć w pewnej mierze również polskiego – rynku wydawniczego. Publikowano wiele prac o historycznych metodach pracy z końmi, czy wiele reprintów źródłowych. Dodatkowo Internet – jeśli wiedziało się jak i gdzie szukać – stał się kluczem do „biblioteki świata”. Intensywnie postępowała digitalizacja źródeł historycznych, co znacznie ułatwiało badania i oszczędzało czas. Zaistniała również możliwość zapoznania się z dorobkiem naukowo-praktycznym wyjątkowych ludzi. Sama wiedza o ich istnieniu i metodzie pracy dla mnie stała się błogosławieństwem, bo dała możliwość kontaktu i nauki pod okiem tych ludzi, znalezienia książek o danej metodzie czy skorzystania z materiałów i szkoleń online.
W trakcie moich długoletnich poszukiwań poznawałam wiele metod pracy z końmi i intensywnie się szkoliłam na co dzień oraz jeżdżąc na kliniki, a niektóre z nich stały się dla mnie w pewnym sensie przełomowe – przede wszystkim mam tu na myśli dwie (I i II). Chcę Wam opowiedzieć do czego mnie zainspirowały.
I. Na pewno sposób pracy Manolo Mendeza natchnął mnie nauki i włączania do programu treningowego terapii manualnych nad którymi sama mam kontrolę w procesie wsparcia edukacji konia.
Zainteresowałam się jakie efekty przynoszą konkretne metody pracy z ciałem konia oraz jacy szkoleniowcy są najlepszym wyborem w procesie edukacji. Najpierw pytałam znajomych zoofizjoterapeutów oraz dyskutowałam z fizjoterapeutami i osteopatami ludzkimi, ponieważ znaczna większość końskich terapii i masaży została – po przekształceniach z uwzględnieniem anatomii i fizjologii obu gatunków – zaczerpniętych z metod rehabilitacji ludzi. Zależało mi też aby poznać przed kursami metodykę tego z jakim naciskiem i w jaki sposób wykonywać konkretne techniki i w sposób lekki nie tylko przyswajać ogólną wiedzę ale zapamiętywać istotne detale. Zatem również obserwowałam pracę końskich rehabilitantów w terenie i próbowałam na koniach efektów tego co odnalazłam w literaturze oraz w materiałach wideo online osteopatki i licencjonowanej trenerki sztuki jazdy akademickiej Celine Skogan. Szczególnie przypadły mi do gustu jej techniki oraz te zawarte w książkach Sue Palmer oraz Jima Mastersona. Widziałam wspaniałe rezultaty, kiedy wplatałam w trening takie elementy w harmonogram treningowy. Zatem po takim rekonesansie, próbach i obserwacjach w końcu zdecydowałam się zacząć drogę kursów certyfikujących w szkole rehabilitacji i termografii koni Marii Soroko uzyskując pierwszy dokument uprawniający mnie do wykonywania zawodu masażysty koni w ramach masażu klasycznego. Następnie rozpoczęłam edukację w zakresie Metody Jima Mastersona. Uzyskałam certyfikację na dwóch kursach podstawowym i zaawansowanym oraz dostałam pozytywną opinię uprawniającą mnie do rozpoczęcia procesu praktyki pod okiem mentora. Obecnie jestem w trakcie Fieldwork Course, programu który trwa w zależności od różnych okoliczności około dwóch lat. W międzyczasie nauczyłam się różnych metod terapii powięzi na kursach u różnych specjalistów tej dziedziny. W zależności od funkcji, wielkości i budowy danej tkanki czasem precyzyjniejsze i osiągające lepsze efekty są narzędzia a czasem delikatne mogące uchwycić wał mięśniowy ręce. Dlatego terapii tych używam naprzemiennie, wykorzystując wyczucie w pracy „razem z koniem” wsłuchując się w jego potrzeby. Takie podejście udało mi się wypracować m.in. dzięki programowi Mastersona.
W połączeniu z treningiem akademickim używanym przeze mnie w kinezytereapii te metody terapii manualnych i zwykły masaż dają na prawdę wspaniałe rezultaty w przywracaniu koni do dobrej kondycji. Choć w mojej rzemieślniczej codziennej pracy z końskimi przyjaciółmi jest to wystarczające, to już planuję kolejne kursy. Uważam, że aby utrzymać poziom wiedzy i być w stanie dotrzeć do koni o różnym charakterze i z różnymi problemami w ciele należy ciągle się rozwijać, analizować własną wiedzę, dodawać nowe puzzle i przez ten cały rozwój powtarzać i utrwalać pryncypia ważne dla zdrowia koni. Dlatego do swoich pasji dodałam trzecią ścieżkę w służbie holistycznego podejścia do jeździectwa jakim jest wiedza o biomechanice ruchu człowieka.
Koń i jeździec w czasie pracy z siodła tworzą jedną całość. Historia terapii i rehabilitacji człowieka sięga właściwie starożytności i została zachowana w mniejszym lub większym kształcie oraz rozbudowana i gruntownie sprawdzona przez wręcz tysiąclecia. Jest to powodem dla którego wiedza zaczerpnięta od ludzkich rehabiltantów, fizjoterapeutów i osteopatów jest nieoceniona w próbie ciągłego doskonalenia terapii koni. Ponieważ przede wszystkim interesują mnie manualne metody pracy z ciałem, to podjęłam naukę w medycznej szkole masażu ludzkiego, i już dostrzegam z wielką facynacją jak wiedza o ludzkiej anatomii poszerza moje choryzonty zarówno w rehabilitacji jak i w nauczaniu jeźdźców i młodych szermierzy. Planuję również kursy i dalszy rozwój w dziedzinie ludzkich terapii manualnych. Wiedza w tym temacie pozwala pomagać również ludziom w trakcie codziennego treningu czy to sztuk walki czy jazdy konnej. Tionatam to po łacinie holistyczny. Moim celem jest faktyczne szerokie spojrzenie na jeździectwo uwzględniające biomechanikę ruchu konia i człowieka, kwestie behawioralne i psychologiczne oraz związane z układem nerwowym organizmów, czy tym jak pracuje umysł w procesie nauki. Pamiętając o maksymie rzymskiego poety Juwenalisa Mens sana in corpore sano, czyli „w zdrowym ciele zdrowy duch” staram się ciągle dowiadywać się jakie elementy wpływają na zdrowie konia i człowieka.
II. Równie ważne było dla mnie szkolenie z Mariusem Schneiderem, dzięki któremu poznałam Bettinę Biolik – pierwszą trenerkę, która wreszcie w dużej części zaspokoiła mój nienasycony wciąż głód wiedzy. Parę lat później w 2021 roku przyszedł czas na wyjazd (lipiec-wrzesień) do Danii na staż Academic Art of Riding do licencjonowanej trenerki Benta Branderupa – Michelle Wolf. Ten czas wykorzystałam najbardziej jak tylko mogłam intensywnie, zadając pytania w czasie treningów i po, ćwicząc elementy, których wykonanie przeze mnie chciałam zweryfikować, bo wcześniej już jakiś czas pracowałam w ramach metody, wiedzę praktyczną uzupełniając literaturą dotyczącą tematu i materiałami z platform trenerów akademickich.
W szczególności na przełomie 2019 i 2020 roku otworzyły się potężne możliwości poszerzania wiedzy dzięki konferencjom, szkoleniom, webinariom, lekcjom online czy platformom edukacyjnym, które powstawały jedna po drugiej i zyskiwały popularność, co nie ominęło całe szczęście i jeździeckiego świata. Wiele z tych informacji w Polsce było w ogóle wcześniej nie dostępnych. Nagle by dotrzeć do niedostępnej wcześniej wiedzy lub uzupełnić jakieś fragmenty białych plam w danym temacie, jeśli znalazło się na prawdę kompetentnego szkoleniowca wystarczyło obejrzeć starannie przygotowane filmy i materiały z udziałem wyedukowanych koni i komentarzem specjalisty. Dzięki takim rozwiązaniom można było zyskać wiedzę, w której zdobycie w innych okolicznościach trzeba by byłoby włożyć nie współmiernie więcej wysiłku na przykład przez wiele lat pracując pod okiem konkretnych szkoleniowców za granicą. W Polsce do tej pory jedyną licencjonowaną trenerką AAoR Benta Branderupa jest Bettina Biolik. Podzielę się tutaj moją osobistą opinią, że jest to moim zdaniem jedna z najlepszych nauczycielek sztuki jazdy akademickiej, ale poznanie punktów widzenia innych trenerów, często z dużo większym stażem czy doświadczeniem jest na prawdę świetnym sposobem na poznanie wielu sposobów na to jak dobierać metody edukacyjne dla różnych koni, tak by wytłumaczyć im to czego od nich oczekujemy, żeby zadbać o ich zdrowie w ramach kienezyterapii.
Absolutnie najwięcej skorzystałam na materiałach i szkoleniach takich specjalistów jak:
– w ramach Academic Art of Riding: Bent Branderup, Bettina Biolik, Ylvie Fros, Kathrin Branderup, Lucie Klaasen, Ylvie Fros i Ralf Frehse;
– w ramach technik manualnych, anatomii koni: Jim Masterson, Stine Larsen, Celine Skogan;
– w ramach behawioru koni: Christofer Dahlgren, Sharon Wilsie, James French i Rachaël Draaisma;
– a w rozwoju osobistego – Agata Wiatrowska.
W tym momencie, kiedy to piszę spróbowałam zrobić listę części tego co wykupiłam lub wydarzeń i konferencji online, w których brałam udział. Nie jestem niestety w stanie wypisać Wam wszystkich nazwisk, bo zbyt dużo czasu by mi to zajęło, ale zamieszczam w kolumnie pod tym rozdziałem dla Waszej inspiracji spis niektórych klinik z Bentem Branderupem, które gruntownie przeanalizowałam w trakcie oglądania oraz polecane przeze mnie również sprawdzone materiały z jego platformy, czy webinaria trenerów akademickich. Wiem, że znaczna większość nagrań z tych wydarzeń internetowych jest dostępna w ramach subskrypcji na stronach, do których przekierowania również są tu zamieszczone poniżej, Być może te nagrania niektórych wideo, w których wypadku wygasł jużdostęp zostaną kiedyś powtórzone. W poleceniach wymieniłam razem prawie setkę video/wydarzeń online. Chciałam pierwotnie pełną listę dla Was odtworzyć, ale było tego zbyt wiele. Po użyciu wyszukiwarki na mojej skrzynce pocztowej i sprawdzeniu na co się rejestrowałam, czy notatek z webinariów po prostu poddałam się jakoś w jednej czwartej tego spisu. Proszę, żebyście wybaczyli mi, że poprzestałam na tym, ale na razie wyszło mi z tego co już obejrzałam i przeanalizowałam bardzo dużo tych materiałów, bo około siedmiuset (700) godzin materiałów tylko od trenerów akademickich i drugie tyle godzin kontentu od wybranych trenerów reprezentujących inne style jeździeckie, metody pracy behawioralnej, konferencje weterynaryjne, fizjoterapeutyczne, czy poświęcone termografii, osteopatii, i.t.p., czy materiały z platform dotyczące terapii manualnych, żywienia, struganiem kopyt, czy wytwarzeania siodeł współczesnych i historycznych (nazwisk nie wymieniłam powyżej). Mogę powiedzieć, że lata 2019-2023 tak dla wielu trudne przez wprowadzenie ograniczeń, które zaważyły na życiu wielu ludzi udało mi się wykorzystać w jak najlepszy sposób. Choć zawiesiłam grupę szermierczą, to moja praca z końmi wciąż trwała, choć musiałam zmiejszyć ilosć osób z którymi współpracowałam, to udało mi sie wyjechać na staż i tan na prawdę miałam możliwość codziennego studiowania wspomnianych materiałów. Większość z nich oglądałam dwu lub trzykrotnie, robiąc notatki. Co daje już nie setki, ale właściwie tysiące godzin analizy sposobów pracy różnych trenerów akademickich i nie tylko. Jeśli dodam do tego również starannie wyselekcjonowane książki, które zajmują tyle miejsca, że musiałam kupić dla nich kolejną gablotę – biblioteczkę, to mogę śmiało powiedzieć, że była to dobra baza, a później powtórka dla informacji i umiejętności, które zdobyłam lub utrwaliłam na stażu akademickim u licencjonowanej trenerki Benta Brandeupa w czasie pobytu w Danii. I oczywiście przy tworzeniu tekstów na mojego bloga wykorzystuję tak wiedzę praktyczną jak i podbudowę teoretyczną, którą Wam tutaj przedstawiłam. Teoria i praktyka cudownie mi się uzupełniły. Poświęciłam znaczną większość mojego życia doskonaleniu się w zakresie moich pasji. A teraz bardzo chcę dzielić się tą wiedzą i ją pogłębiać oraz masterować w ramach mojej ścieżki serca 🙂
ukończone przeze mnie kursy terapii manualnych- konie
- certyfikowany tygodnowy kurs masażu koni – EQUINE MASSAGE – szkoła rehabilitacji i termografii koni Marii Soroko
- The Masterson Method® Foundational Course – z Beatą Fiłonowicz
- The Masterson Method® Advanced 5-Day Course – z Beatą Fiłonowicz
- Instrument Assisted Soft Tissue Mobilization KONIE – Kurs IASTM konie – narzędziowa terapia powięziowa – z Magdaleną Bandurek
- Kurs terapii powięziowej OLIWET z lek. wet. Olgą Kuleszą
kilkuletnie programy i szkoły w trakcie realizaczji
- konie & ludzie
- The Masterson Method® Fieldwork Course: Mentoring And Coaching program
- Medyczna szkoła masażu – Technik Masażysta
- Zoofizjoterapeuta Koni – Studium Fizjoterapii Zwierząt
PLATFORMY EDUKACYJNE
I SZKOLENIA ONLINE
PONIŻEJ LISTA WYBRANYCH KLINIK ONLINE, WEBINARÓW I MATERIAŁÓW Z PLATFORM TRENERÓW AKADEMICKICH, Z KTÓRYCH WYNIOSŁAM SPORO WIEDZY.
BARDZO ZACHĘCAM DO KORZYSTANIA Z PODOBNYCH POMOCY EDUKACYJNYCH
Sidemovements <Anja Hass & Celina Skogan>
Fascia in theory and in training <Stine Larsen>
Student of the Horse – my journey into the Academic Art of Riding part 3
Jaw and hyoid bone (tongue bone) in relationship to training <Stine Larsen>
Student of the Horse – my journey into the Academic Art of Riding (4).
The 4 essential steps to harmony <Kenneth Vansweevelt>
Understanding the individual seat. Part 1: The Anatomy. <Kathrin Branderup-Tannous>
The Movement of Horse and Rider <Ylvie Fros>
polecane przeze mnie strony
- strona jima mastersona z informacjami o metodzie mastersona oraz uzupełniającymi materiałami do kursów stacjonarnych
- platforma edukacyjna benta branderupa
- blog o tematyce historycznej kuby pokojskiego
- blog bettiny biolik
- STRONA i platforma BETTINY BIOLIK
- polski SKLEP ZE SPRZĘTEM AKADEMICKIM ani guzik kornackiej
- platforma online-reitschule
- horsesense - podcast agaty wiatrowskiej
- platforma ze szkoleniowymi filmami video benta branderupa
- equidemia - platforma osteopatki celine skogan
- platforma kathrin branderup-tunnous
- strona lucie klaassen
- barock flair - siodła benta i inne akcesoria akademickie
- pad od la-selle
- pady filcowe
- strona z tekstami bettiny biolik tłumaczonymi sukcesywnie na język polski
- knighthood of academic art of riding
- Strona TIONATAMWET NA FACEBOOKU
- PRZEKIEROWANIE DO BLOGA HIPODROM & pALESTRA
- STRONA BOGA HIPODROM & PALESTRA NA FACEBOOKU
- MÓJ PRYWATNY PROFIL NA FACEBOOKU
- INSTAGRAM TIONATAMWET
- TWITTER TIONATAMWET
OFERTA tionatamwet
Skontaktuj się
(+48) 731 870 547
kontakt@tionatamwet-programyrehabilitacjikoni.pl



























































































